środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy

            Wchodząc do zatłoczonego holu, wita mnie gwar rozmów, a słodkie zapachy dochodzące ze szkolnej stołówki docierają do mojego nosa, sprawiając, że mój żołądek skręca się w mały supeł. Zapomniałam zjeść śniadania, a pieniądze przeznaczone na lunch zostały na kuchennym ladzie. Przeklinam się w myślach, ale dzielnie przeciskam się przez tłum uczniów, kurczowo ściskając brązową torbę, uwieszoną na moim ramieniu. Wyjmuję z kieszeni zamszowej kurtki zgniecioną kartkę, którą dał mi dyrektor szkoły tydzień wcześniej na spotkaniu inauguracyjnym. Znajduje się na niej wszystko, co jest mi potrzebne - zaczynając od numeru i hasła do mojej szafki, kończąc na planie lekcji z mapką szkoły. Idealnie, myślę, nie potrzebuję przewodnika. Sama nim będę.
            Szybko udaje mi się znaleźć właściwą szafkę, co nie jest wielkim wyczynem zważając na to, że przyklejony taśmą napis "WITAMY W SYDNEY HIGH SCHOOL DEBORAH!" po prostu nie da się ominąć. Zrywam ją czym prędzej, starając nie rzucać się w oczy. Cóż, przynajmniej są gościnni. 
            Wkładam wszystkie książki do szafki, ustawiając je według rozmiaru, a w torbie zostawiam podręcznik od chemii i pamiętnik, który chowam do bocznej kieszonki. Zamykam niebieskie drzwiczki z trzaskiem i notuję w myślach, żeby pamiętać przynieść podręczne lusterko, taśmę oraz kilka zdjęć - szafka będzie wyglądać ciekawiej. 
            Idąc przez długi korytarz co chwilę się potykam lub wchodzę komuś w drogę, a mój niski wzrost ani trochę nie poprawia mojej sytuacji. Przenosząc wzrok z kartki na ustawione w szeregu białe, nowoczesne drzwi, szukam sali 22, gdzie ma się odbyć moja pierwsza lekcja. Na moje nieszczęście jest to chemia; najbardziej znienawidzony przeze mnie przedmiot. Karcę się w duchu, pozytywne myślenie to podstawa. 
            Do sali wchodzę równo z dzwonkiem i mogę odetchnąć z ulgą - misja zakończyła się powodzeniem, a ja pierwszy raz nie jestem spóźniona na zajęcia. Zakładam kosmyki moich długich, ciemnych włosów za ucho i siadam w pustej ławce przy oknie. Zdecydowanie mam dzisiaj szczęście. Jeśli lekcja zaczyna mnie nudzić zawsze mam plan awaryjny znany też jako wpatrywanie się na okno bez większego celu. 
            Rozglądam się po klasie i zauważam, że wszystkie ławki są już zajęte, a rówieśnicy rozmawiają ze sobą jakby znali się od lat. Bo tak jest, a tylko ja tutaj jestem wyrzutkiem. Przez chwilę przechodzi mi przez myśl zagadanie do miło wyglądającej blondynki rozmawiającej z koleżanką o czymś z ożywieniem, jednak szybko rezygnuję z tego pomysłu. Nie lubię wtrącać się w czyjeś rozmowy.
            Moje rozmyślenia przerywa trzask drzwi, a w progu staje dość wysoki mężczyzna w garniturze. Ciemne włosy, ciemne oprawki okularów i czarny krawat nie wróżą niczego dobrego. Upewnia mnie w tym jego mina, która sugeruje na to, że nie ma najmniejszej ochoty przebywać w placówce, a tym bardziej nauczać bandę nastolatków. A może zjadł cytrynę?
            W klasie momentalnie panuje cisza, a wszyscy siedzą wyprostowani, czekając na dalszy ruch nauczyciela. Ten staje na środku klasy, wpatrując się w nasze twarze ze skupieniem. Nie mam pojęcia o co chodzi, jednak siedzę cicho i robię to co inni. Nauczyciel prostuje się, a po chwili oznajmia donośnym, surowym głosem:
            - Jak większość z was wie, nazywam się Peter McCall. W tym roku mamy w klasie kilku nowych uczniów, dlatego pozwolę sobie przytoczyć kilka najważniejszych obowiązujących zasad - przerywa swój wywód, podnosząc palec wskazujący w górę. - Nie znoszę spóźniania się, żucia gumy, jedzenia i przeklinania na moich lekcjach. Zero olewania, a jeśli macie zamiar wagarować czy dyskutować na niepotrzebne tematy, możecie zrobić "papa" dobrej ocenie na koniec. A teraz jeśli pozwolicie, przejdę to tematu lekcji.
        Oddycham z ulgą, wiedząc, że nie będę musiała przedstawiać się przed całą klasą, jednak nie oszczędza mi to zmartwień na temat przedmiotu i samego nauczyciela. Mówią, że nie można oceniać człowieka po wyglądzie, ale kogoś takiego jak Peter McCall nie da się skrytykować. Zwłaszcza, że jego wygląd zewnętrzny nie jest o wiele lepszy od charakteru, który zdążył zaprezentować w ciągu pięciu minut. 
            Zapowiada się ciekawy rok.

~*~

            Zmęczenie przenika całe moje ciało, a brzuch coraz głośniej i uciążliwie domaga się posiłku, a jedynie o czym marzę to moje łóżko i godzinna drzemka. Patrzę na plan, a z moich ust wydobywa się westchnienie ulgi. W tym dniu czeka mnie ostatnia lekcja i jest to angielski, co wywołuje uśmiech na moich ustach. Od zawsze lubiłam ten przedmiot, nie wymagał dużego wysiłku, a zdobywanie dobrych ocen przychodziło mi jak pstryknięcie palcem.
            Tak jak się spodziewałam, temat lekcji zainteresował mnie już od pierwszej minuty, a sympatyczna nauczycielka o wyglądzie elfa potrafiła sprawić, że w jej słowa wsłuchiwała się cała garstka uczniów. Notując słowa nauczycielki - pani Peterson - czuję, że z moim żołądkiem robi się coraz gorzej. Po chwili, w idealnej ciszy, przerywanej tylko wysokim głosem nauczycielki, rozlega się niesamowite burczenie. Co najlepsze - dochodzi z mojego brzucha. Kilku uczniów patrzy w moją stronę, a ja w odpowiedzi odwracam wzrok i gryzę dolną wargę. Oblewam się rumieńcem, zasłaniając dłonią twarz. Na moje szczęście pani Peterson nic nie usłyszała, a uczniowie powrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Wypuszczam powietrze, wstrzymywane przez minutę; jestem już bezpieczna.
            - Psst. - Słyszę szept, dochodzący z mojej prawej strony. Odwracam się i widzę sympatyczną twarz rudowłosej dziewczyny, na której widnieje szeroki uśmiech. Wyciąga w moją stronę rękę, starając się nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki. - Trzymaj. Myślę, że przyda ci się to.
            Po chwili dociera do mnie, że w swojej małej piąstce trzyma zbożowy batonik. Odwzajemniam jej uśmiech i biorę go do ręki, patrząc się na pożywienie jak na zbawienie. 
            - Dziękuję - mówię cicho do rudzielca, który nadal się uśmiecha i macha w odpowiedzi ręką. Jej usta układają się w nieme "nie ma za co", a ja w tej chwili wiem, że to nie będzie ostatni raz, kiedy z nią rozmawiam.

~*~

            Po skończonych zajęciach wychodzę z klasy razem z Chloe, dziewczyną od batonika. Śmiejemy się i rozmawiamy ze sobą jak stare znajome lub nawet przyjaciółki z dzieciństwa. Czuję się w jej towarzystwie naprawdę dobrze i swobodnie, a w myślach dziękuję losowi, że dane mi było ją poznać.
            - Widzimy się jutro, De? - mówi Chloe, stojąc na parkingu szkolnym. Błękitna, dopasowana sukienka opina jej ciało i ukazuje idealną sylwetkę, a twarz aniołka tylko dodaje jej uroku.
            Śmieję się delikatnie. Już mamy dla siebie przezwiska.
            - Mamy jutro razem angielski, więc myślę, że nie mamy wyboru.
            - Och, nie o tym mówiłam - widzę iskierki radości w jej oczach i zastanawiam się, czy ta dziewczyna chociaż na moment przestaje się uśmiechać. - Jutro mój chłopak ma próbę swojego zespołu i nie mam wyboru jak tylko na nią pójść, a pomyślałam, że może mogłybyśmy spędzić trochę czasu razem.
        - Pewnie! - odpowiadam szybko, może ze zbyt wielkim entuzjazmem. Nie wińcie mnie - to mój pierwszy dzień w szkole, a ja już mam kogoś w rodzaju przyjaciółki. W dodatku to jest szansa żeby poznać nowych ludzi i poznanie lepiej Chloe, więc nie mogłabym jej odmówić.
            - Świetnie! Do jutra, Deborah! - woła, machając mi na pożegnanie.
         Odpowiadam jej tym samym gestem, wyciągając telefon z tylnej kieszonki torby. Znajduję numer mojej ciotki i wysyłam jej wiadomość z treścią oznajmującą, że skończyłam zajęcia i czekam na nią na szkolnym parkingu. Po dwudziestu minutach widzę przed sobą czarnego Mercedesa (jedyna marka jaką rozróżniam), szybkim ruchem otwieram drzwiczki i wsiadam do środka. Patrzę na ciotkę, która uśmiecha się do mnie szeroko, włączając klimatyzację.
            -  Jak twój pierwszy dzień? - pyta, z piskiem odjeżdżając z terenu Sydney High School.
       Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią, starając się jak najlepiej przedstawić sytuację z dzisiejszego dnia. Co mnie najbardziej cieszy? Nie muszę w tej kwestii kłamać.
            - Nie spóźniłam się na pierwszą lekcję, ludzie są mili, a większość nauczycieli da się znieść - mówię, odwracając się w jej stronę. Widzę, że jest z tego powodu zadowolona. - I poznałam Chloe, chodzi ze mną na angielski. Jutro razem wychodzimy.
           - Cieszę się, kochanie! - Przysięgam, że Kate wydaje się być tym bardziej przejęta niż ja, ale nie mam jej tego za złe. Przez kilka lat miałam nauczanie domowe, a ciągłe podróże źle wpływały na moje kontakty z rówieśnikami. Po sześciu latach podróży po krajach europejskich wreszcie postanowiłyśmy się ustatkować i razem z Kate zdecydowałyśmy, że Sydney będzie idealnym miejscem na rozpoczęcie nowego życia. Wspólnie znalazłyśmy mały, ale przestronny domek na obrzeżach Sydney, a ja zdecydowałam się zapisać do szkoły. Jak na razie wszystko szło po naszej myśli i czułam, że wreszcie wszystko jest na swoim miejscu; tak jak być powinno.
            Kiedy jesteśmy już na miejscu, ciotka podaje mi lazanię z sosem, którą szybko zjadam. Po skończonym posiłku biorę prysznic, a że pierwszego dnia nie zadali nam nic do nauki, mogę spokojnie opaść na łóżko bez żadnych zmartwień. Wyjmuję z torebki mój pamiętnik - nie zasnę, jeśli nic w nim nie zapiszę. To stało się moją rutyną, ale nie jest to męczące, a wręcz przeciwnie - to mnie relaksuje. Wygrzebuję również długopis i znajdując wygodną pozycję, otwieram zeszyt na pustej stronie i zaczynam pisać.

Drogi Pamiętniku,
            wróciłam do szkoły! Właściwie nie mam pojęcia czemu piszę to z takim entuzjazmem, ale ponowienie edukacji po sześciu latach nauczania przez ciotkę i długich tygodniach wiecznych wakacji, wydaje mi się wręcz doskonałym pomysłem. Mam nadzieję, że nie wpadnie to w niepowołane ręce (lub jakiekolwiek inne), bo jestem pewna, że osoba czytająca to uznałaby mnie za wariatkę. Kto cieszy się na wieść o szkole? Nauce, nudnych lekcjach do południa, godzinach spędzonych nad książkami (może pomijając pana McCalla i chemię)? Cóż, ja.
            Koniec z rutyną. Koniec z niekończącymi się podróżami, niezdrowym jedzeniem i okropną, mocną kawą ze stacji benzynowych. Zaczynamy nowe życie, z idealnym startem – z wyremontowanym małym domem na przedmieściach Sydney, wymienioną garderobą i co najważniejsze; z optymistycznym podejściem do życia. Od miesięcy ćwiczyłyśmy tą "sztukę" razem z ciocią, którą z dumą mogę przyznać, opanowałyśmy do perfekcji. Jak to stwierdziła Kate, mam "wreszcie zostawić przeszłość za sobą, ona robi co może żeby zapewnić mi lepsze życie, dlatego mam chociaż trochę użyć wyobraźni i zacząć cieszyć się życiem".
            Przesłanie zrozumiałam jasno i przejrzyście. Moją fobię antyspołeczną i urazem do ludzi mam schować głęboko do kieszeni, a na zewnątrz rozprzestrzeniać pozytywne fluidy i miłość do wszystkich ludzi. A dzisiaj mój cel został osiągnięty. Robię małe kroczki, ale robię, a to najważniejsze.
Jeśli chodzi o stwierdzenie dotyczące mojej wyobraźni, jest to dla mnie wielkim nieporozumieniem, bo jej akurat mam w nadmiarze. Ty, mój kochany pamiętniku, wiesz o tym najlepiej. Mogłabym nawet bez zastanowienia przyznać, że to jest mój jedyny talent i sposób na przetrwanie. Chyba właśnie tylko wyobraźni jeszcze nie zwariowałam i nie siedzę w białym kaftaniku. Ale o tym ciotka nie musi wiedzieć.
            Obiecałam jej, że stanę się bardziej towarzyska i jeśli nie patrzeć - słowa dotrzymałam. Chloe wydaje się być osobą godną zaufania, miłą i otwartą, a w dodatku pomocną. Nie mogłam trafić lepiej. 
            Dzisiejszy dzień był dobry. Był naprawdę dobry i piszę to z szczerym uśmiechem na ustach. A mam przeczucie, że jutrzejszy dzień będzie jeszcze lepszy i pełen niespodzianek.

2 komentarze:

  1. Komentuję pierwsza mimo tego, że odrobinę się spóźniłam.

    Imponuje mi Twój sposób narracji, mogę go chyba określić jako 'teraźniejszość', bo można popełniać w niej wiele błędów, a jednak u Ciebie nie znalazłam niczego takiego :)
    Pierwszy dzień w szkole nigdy nie jest łatwy i chyba dobrze się o tym przekonała. Dzięki Bogu pojawiła Chloe z batonikiem i poratowała jej głodny brzuch. Nie mogę doczekać się próby zespołu, chyba obie wiemy czemu.
    Główna bohaterka nie jest tak 'aspołeczna' jak była. Fajnie czyta się jej kartki i zapiski z pamiętnika, bo można ją lepiej poznać?

    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, @luuvmysahineq x

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się wygląd bloga, zwiastun i twój sposób pisania!
    Od teraz będę codziennie sprawdzać czy nie ma nowego rozdziału:) Szkoda, że nie natrafiłam na to fanfiction wcześniej :D
    Pozdrawiam @Ola_Szit_
    xx

    OdpowiedzUsuń

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER DLA BLOGA
http://stardust-fanfiction.blogspot.com/2014/08/rozdzia-pierwszy.html