poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział drugi

            Pod wpływem chłodnego wiatru przez całe ciało przechodzą nieprzyjemne dreszcze, a ja opatulam się szczelniej cienkim sweterkiem. Wybierając odpowiedni strój nie sądziłam, że może mi być zimno, ba!, nie brałam tego pod uwagę. Początek września w jednym z najcieplejszych miast w kraju nie powinien wyglądać, jakby zaraz przez samo centrum miała przejść potężna nawałnica. Krótkie błękitne spodenki i biała koszulka z rękawami do łokcia nie były najlepszym pomysłem w dniu dzisiejszym, a kremowy sweter do połowy uda nie poprawia mojej sytuacji. Moja szafa nie jest przygotowana na takie warunki pogodowe, a moja odporność na liczne choroby i przeziębienia powinna mi dać o sobie znać w najbliższym czasie.
            Patrzę na zegarek i mam wrażenie, że całe otoczenie momentalnie się zatrzymuje. Brakuje tylko dramatycznej filmowej muzyki i efektów specjalnych, które mogłyby podkręcić atmosferę. Ale to, co teraz dzieje się w środku mojej głowy jest znacznie gorsze niż jakiś oklepany film, który puszczają w każdy piątek w lokalnej telewizji.
            Spóźnię się na lekcję!
       Jeśli wierzyć mojej orientacji w terenie, dotarcie do szkoły zajmie mi w najlepszym przypadku dwadzieścia minut, a lekcja zaczyna się za... cóż, siedem.
            Przyspieszam kroku, starając się iść jak najszybciej w kremowych balerinach, które już po kilku krokach zostawiły po sobie pamiątkę w postaci kilku obtarć, które przypominają o swojej obecności z każdym moim krokiem. Muszę kupić wygodne buty.  Zrobić prawko i uzbierać na samochód.
            Drugie postanowienie nie napawa mnie wielkim optymizmem, ale jak trzeba to trzeba. Albo mogę pożegnać się z pozytywnymi ocenami i telefonem. Obiecałam Kate, że będę przykładną uczennicą, a to zdecydowanie nie jest najlepszy początek na dobrej drodze do dobrych stopni.
            Na moje szczęście droga zajęła mi troszkę mniej niż się spodziewałam, jednak kiedy dobiegam do głównych drzwi już wiem, że i tak jestem spóźniona. Korytarz świeci pustką, a w holu panuje idealna cisza, którą przerywa mój nierówny oddech. Przytrzymuję się ściany z tablicą ogłoszeń, próbując jak najszybciej unormować oddech. Po chwili jestem już pewna, że nie wejdę do sali jak zasapany mops, dlatego przeczesując palcami potargane włosy, zmierzam w kierunku sali numer sześć, gdzie od piętnastu minut trwa lekcja muzyki.
            Zatrzymuję się pod właściwymi drzwiami i lekko pukając drzwi, biorę głęboki wdech. Sprawnym ruchem dłoni delikatnie otwieram drzwi i po chwili znajduję się w środku pracowni. Nauczycielka o długich blond włosach, wysoko upiętych w kucyka i artystycznie przyozdobionych spinkami w kształcie klucza wiolinowego przerywa swój monolog, żeby rzucić mi zdziwione spojrzenie.
            - Przepraszam za spóźnienie - mówię i delikatnie się uśmiecham, chcąc załagodzić tą niezręczną sytuację.
            Mam szczęście, bo nauczycielka nie wydaje się być tym faktem poruszona, a ja spokojnie siadam w jedynej wolnej ławce przy ścianie. Rzucam torbę na podłogę, starając się skupić na temacie lekcji. Wyjmując kilka potrzebnych mi rzeczy, rozglądam się po klasie, jednak nigdzie nie mogę znaleźć Chloe. Mogłam się spodziewać, że nie będziemy miały wszystkich zajęć razem, jednak miałam nadzieję, że chociaż na muzyce będę miała towarzyszkę. Co ja zrobię, jeśli będę musiała na czymś zagrać? Albo zaśpiewać? Prędzej spalę się ze wstydu i wybiegnę z sali.
            Nie mogąc skupić się słowach nauczycielki kontynuuję rozglądanie się po pomieszczeniu, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Brunet w pierwszej ławce ze skupieniem zapisuje coś w notesie, chłopak przy oknie je gruszkę, a reszta klasy wygląda jakby zaraz miała zapaść w sen zimowy. Szczerze mówiąc, sama chyba też zaliczam się do tej grupy.
            Po chwili mój wzrok pada na wysokiego blondyna, siedzącego tuż przed moim nosem. Czerwona koszula w kratę idealnie opina jego plecy, a jego krótkie włosy wyglądają tak, jakby nie używał grzebienia przez tydzień. Jednak coś w jego postawie i sposobie ubierania się wskazuje na to, że jest on mi znajomy. Próbuję przypomnieć sobie skąd mogę go znać, ale niestety; nic nie przychodzi mi do głowy. Zdecydowanie łatwiej byłoby gdybym mogła zobaczyć jego twarz, jednak jak na złość tajemniczy chłopak jakby specjalnie nie chciał się odwrócić w moją stronę.
            Kiedy wreszcie rozbrzmiewa dzwonek pakuję długopis i notes do torby, a kiedy podnoszę wzrok do góry, wysoki blondyn już dawno zdążył wyjść z sali. Marszczę brwi, czując irytację. Nie na niego, ale na siebie - teraz przez cały dzień będzie dręczyć mnie myśl o nim.
            Po kilku minutach spacerowania bez celu po korytarzu udaje mi się znaleźć Chloe przy automatach z kawą, a jej mina i wielkie worki pod oczami wskazują, że to nie pierwszy kubek jak i nie ostatni.
         - Ciężka noc? - mruczę, kiedy siadamy na wolnej ławce pod oknem. Moje nogi wołają o odpoczynek.
            - Nawet sobie nie wyobrażasz. - Wzdycha, popijając łyka gorącego napoju. - Bezsenność to moje drugie imię.
            Przez chwilę rozmawiamy o nauce, nieprzespanej nocy i dzielimy się notatkami z biologii. Kiedy wspominam jej o moim braku cieplejszych ubrań, umawiamy się na zakupy, a nam natychmiastowo poprawia się humor - chyba nikt nie pogardziłby chwilką relaksu w tygodniu pełnym nauki.
            - De, pamiętasz o naszych planach na dzisiaj? - pyta Chloe podnosząc się z ławki, kiedy słyszymy dźwięk dzwonka. Marszczę brwi, wygładzając bluzkę. Widząc moją reakcję, dodaje - Idziemy na próbę zespołu.
        - Ach, no tak! - jęczę. Teraz wszystko sobie przypominam. - Wybacz, ostatnio o wszystkim zapominam.
          - To przez stres, miałam tak dwa lata temu. - Posyła mi delikatny uśmiech. - Jeśli chodzi o chłopaków, to lepiej nie wymawiaj przy nich słowa "pop". Uparcie twierdzą, że grają coś ostrzejszego, ale chyba marnie im to wychodzi - dodaje, kręcąc zabawnie głową.
                - Będę trzymać buzię na kłódkę - obiecuję, udając, że wyrzucam niewidzialny kluczyk.

~*~

            - Wiesz, Deborah? - Chloe zagaduje mnie, kiedy stoimy przy jej samochodzie. Lekcje skończyły się kilka minut temu, a my z ulgą popędziłyśmy do samochodu Parker, chcąc jak najszybciej opuścić szkolny budynek. - Nie powinnaś zakładać dzisiaj tak krótkich spodenek. Jestem pewna, że chłopaki będą ślinić się na twój widok.
           - Będę miała to na uwadze następnym razem - odpowiadam, a mój dźwięczny śmiech pewnie słychać na końcu parkingu. Albo Sydney.
            Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, otwieram drzwi i siadam obok Chloe, zapinając pasy. Powoli ruszamy, a ja mogę podziwiać panoramę kolorowych budynków, a kiedy po jakimś czasie zaczyna mi się to nudzić wyjmuję z kieszeni spodenek telefon. Zero nowych wiadomości, zero nieodebranych połączeń, dlatego mogę całą uwagę skupić na Chloe. Postanawiam podpytać ją trochę o chłopaków, bo nie chcę wyjść przy nich na idiotkę, która tylko kiwa głową i głupio się uśmiecha. Zdecydowanie nie.
            - Chloe, opowiedz mi trochę o tym zespole.
           - Hm. - Dziewczyna zabawnie marszczy brwi, zastanawiając się przez minutę. - Nazywają się Calum, Michael, Luke i Ashton. Wszyscy w jakimś stopniu śpiewają, jednak Ashton najbardziej skupia się na perkusji, to zdecydowanie jego pasja. Jest też najstarszy z całej bandy, ale wierz mi - najmniej ogarnięty. Sama zobaczysz. Luke to ich główny wokalista i gitarzysta. Wysoki, blondyn. Calum i Michael odgrywają podobną rolę co Luke. Możesz się przerazić ich sposobem bycia przy pierwszym spotkaniu, ale to naprawdę fajne chłopaki. Sama się przekonasz. - dodaje, uśmiechając się.
            Odwzajemniam jej uśmiech, nie zadając więcej pytań. Skupiam się na tym, żeby nie powiedzieć nic głupiego i udawać chociaż trochę zainteresowaną muzyką, którą grają - bo szczerze mówiąc nie mam pozytywnego nastawienia do czwórki nastolatków grających na gitarze. I perkusji.
            Po kilku minutach Chloe parkuje na podjeździe dość sporego, białego domu i oznajmia, że jesteśmy na miejscu, w domu Ashtona. Razem wychodzimy z samochodu, a ja zabieram ze sobą swoją torbę, którą zakładam na ramię. Dziewczyna prowadzi mnie gdzieś na tył domu, nie zwracając uwagi na drzwi wejściowe.
            - Och, oni zawsze mają próby w garażu. Dlatego wejdziemy z drugiej strony - oznajmia, jakby mogła czytać mi w myślach.
            Przytakuję i podążam za nią. Wreszcie widzę masywne, brązowe drzwi, na które naklejone są różne nazwy wykonawców czy zespołów. O dziwo, większość znam i jeśli jest to sprawka Ashtona, to jednak czuję, że się dogadamy chociaż w małym stopniu. Przynajmniej taką mam nadzieję.
            Chloe delikatnie otwiera drzwi, wchodząc powoli do środka, poganiając mnie za sobą ręką. Robię to samo i rozglądam się po pomieszczeniu. Na samym środku stoją różne instrumenty, głośniki i masa splątanych kabli. Po bokach porozrzucanych jest pełno kartonów, a stare rowery stoją oparte o jedną ze ścian. Wreszcie mój wzrok pada na mały stoliczek, sprytnie zrobiony z jednego z kartonów, na którym leży prawie puste opakowanie po pizzy. Czworo chłopaków objada się ogromnymi kawałkami, śmiejąc się i rozmawiając w najlepsze. Pierwszy z nich, wyglądający trochę jak Azjata, mówi coś o chłopaka z niebieskimi końcówkami, który łapie się za brzuch, pewnie ze śmiechu. Blondyn z chustką na głowie powoli konsumuje swój kawałek, słuchając wymiany zdań między Azjatą i Smerfem. Ostatni siedzi do mnie tyłem, a do mnie dociera, że to ten sam chłopak z lekcji muzyki. Wciągam oddech, a w tej samej chwili Chloe mówi:
            - Cześć, chłopaki!
            Parker biegnie w stronę chłopaka z chustką, dając mu całusa w policzek. Zgaduję, że to jej chłopak, o którym tak mi opowiadała. Nagle wszyscy skupiają swoją uwagę na mnie. Czuję się niezręcznie, ale rudowłosa najwyraźniej postanawia pomóc w tej sytuacji.
            - Um, poznajcie Deborah, siedzimy razem na angielskim.
            Zaciskam usta, uśmiechając się lekko i macham ręką, mówiąc ciche "cześć". Niespodziewanie moje oczy dostrzegają intensywny błękit tęczówek chłopaka z lekcji muzyki, a ja wiem, że to był błąd. Wielki błąd.
            - Cześć, Dziewczyno O Pięknym Uśmiechu - mówi, podnosząc się z miejsca, posyłając mi swój piękny uśmiech.
            O nie, o nie, o nie. 

4 komentarze:

  1. Musisz wybaczyć fance Twojego bloga, że tak późno komentuje, ale niestety w moją głowę nie chcą wchodzić żadne wzory z matematyki i słówka z niemieckiego, dlatego strasznie ograniczam sobie pobyt na komputerze.

    Mam wrażenie, że więzi pomiędzy De a Chloe się zacieśniają i to właśnie dobrze, bo Deborah będzie miała jakieś oparcie. Też bym się zdenerwowała, gdyby jakiś facio siedzący przede mną, który mnie intryguje nie chciałby się odwrócić w moją stronę! Jednak kabum, zagadka się rozwiązała i mam wrażenie, że na tym się nie skończy!

    Rozdział napisany poprawnie, nieliczne błędy, które i tak nie rzucają się w oczy. Pisz tak jak robisz to w tej chwili, a Twoje opowiadanie będzie hitem.

    Największa fanka Twojego bloga, luuvmysahineq x

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę doczekać się następnego:) !
    @Ola_Szit_

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :)
    Po pierwsze chciałabym Ci powiedzieć ( chociaż pewnie już nie raz to słyszałaś :D ) że świetnie piszesz! tak lekko i prosto, po prostu extra się czyta Twoją prace :D
    Po drugie to miałaś bardzo fajny pomysł na rozpoczęcie tego fanfica :) no i tu następuje moje pytanie dlaczego przestałaś dodawać rozdziały zaraz po rozpoczęciu opowiadania? :( mam nadzieję że nic złego się nie stało czy coś ( przepraszam za pesymistyczne podejście ale tak już mam xD) bo ja tu mogę się niecierpliwić a Ty możesz mieć naprawdę coś poważnego na głowie i nie chciałabym Cię jakoś urazić takim pytaniem :)
    Pozdrawiam Cię i (mam nadzieję :)) do przeczytania :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz ;)
    Strasznie się wciągnęłam i nie mogę doczekać się się następnego pisz szybciutko <3

    OdpowiedzUsuń

SZABLON WYKONANY PRZEZ TYLER DLA BLOGA
http://stardust-fanfiction.blogspot.com/2014/09/rozdzia-drugi.html